Do czasu "Wenecji" każdy jego film był lepszy od poprzedniego. Niestety "Zabić Bobra" zmieniło tę cudowną tendencję.
Bo chłop zwariował. Póki trzymał się żony i ją obsadzał w swoich filmach, musiał tam dziać się jakiś korzystny artystycznie ferment. Od momentu, kiedy porzucił żonę dla kochanki młodszej o ćwierćwiecze, zatracił również wyczucie jako artysta. Wenecja była ostatnim filmem, w którym zagrała jego żona, w Zabić bobra epizodyczną rolę gra już jego kochanka. To w sumie bardzo ciekawe, że u Kolskiego jak na dłoni widać, jak wielki wpływ na rozwój artystyczny może mieć nasze życie prywatne.